Napisałabym, że to tytuł z serii #dobreksiążkiwagilekkiej bo na pewno jest to wciągający kryminał, ale pod płaszczykiem tego gatunku kryje się drugie dno, dla autorki, jak mniemam, o wiele istotniejsze, a w zasadzie kluczowe. Włączenie do pop obiegu homoseksualnych postaci. A w tej części również innych osób ze społeczności LGBTQ+. Bo nic tak przecież nie wpływa na tolerancję jak obcowanie z jakąkolwiek innością. Mamy więc kolejne śledztwo, ale też ciąg dalszy romansu komisarza policji, Adama Aleksandrowicza i ważnej niegdyś postaci przestępczego świata Wrocławia, Konrada Gronczewskiego (jego początki przestawia poprzednia część, „Mgła”). Znamy tym podobne romanse aż nazbyt dobrze, przedstawiciel dobra i zła, którzy wzajemnie się przyciągają. Nie zetknęłam się jednak do tej pory z parą mężczyzn w takim kontekście. W tym sensie Świderska opala stereotypy.
Moja relacja z kryminałami jest nierówna, bo o ile bardzo lubię rozerwać się z wciągającą akcją, to moim problemem jest fakt, że wyjątkowo łatwo boję się zbrodni. Początek „Burzy” mnie przeraził. Brutalne morderstwo dotyczące osoby w trakcie tranzycji było makabryczne. Jeśli chodzi o całościowy wydźwięk istotniejsze okazały się jednak ostatecznie tematy społeczne. Choć akcja biegła wartko, autorka dużo uwagi przywiązywała do psychologii postaci. Im dalej las, tym lepiej mi się zatem czytało. Nie sposób odmówić Aleksandrze Świderskiej talentu.
Aga Szynal