Miałam ochotę na tytuł z serii #dobreksiążkiwagilekkkej i trochę dostałam, a trochę nie. Jaka to była duszna proza! (A jak duszna to nie tak lekka). Pewnie, proza z założenia raczej rozrywkowa, sfilmowana zresztą w 1951 roku przez Hitchcocka i już samo nazwisko reżysera wskazuje na to, że miała wywoływać lęk. I grozę. Ale w ten sposób nas zabawiać.
To powieść oparta na podstawowym strachu: że dosłownie z chwili na chwilę wszystko to, co wypracowaliśmy w życiu może runąć w niebyt. Stracimy wszelką kontrolę.
Główny bohater jedzie pociągiem i daje się wciągnąć w przypadkową rozmowę z nowo poznanym pasażerem. Ten proponuje mu zbrodnię doskonałą. Brzmi jak makabryczny żart? Tak się zaczyna ta zabawa.
Serwuje nam Patricia Highsmith wielkie pytania niczym ze „Zbrodni i kary”; czy każdy w pewnych okolicznościach zdolny jest zabić? I czy można to zrobić bezkarnie?
Lubię w literaturze takie dobre psychologiczne warstwy.
Aga Szynal