BLOG O LITERATURZE KOBIET

Najlepsze książki, które przeczytałam w pierwszej połowie 2022 roku.

Ach te rankingi, ach te zestawienia! No pewnie, że są subiektywne jak diabli, no pewnie, że mówią wiele o wybierającej i wybierającym; no pewnie, że to nie matematyka, tu nie ma jednego właściwego rozwiązania. To nie szachy, o których pięknie napisała Olga Tokarczuk jako o grze czystej logiki: albo-albo. Planuj, wyprzedzaj myślenie przeciwnika. Wszystko załatwi intelekt. Czytanie nie ogranicza się do intelektu. W czytaniu intelekt idzie ramię w ramię z sercem i osobistym doświadczeniem. A czytelniczka czy czytelnik jest instrumentem, na którym piszący wygrywa swoje pisanie. U jednej ta nuta wybrzmi dobitniej. U innego – tamta.

Pokazując Wam, co wybieram, trochę też pokazuję Wam siebie. Czasem się ze mną zgodzicie. Innym razem popukacie się palcem w czoło. Obiektywizacja tego, co w literaturze najlepsze postępuje tylko i wyłącznie poprzez powtarzalność subiektywnych wyborów. Jeśli nuty pisania coś znaczą dla sporej ilości odbiorców, to pisanie nabiera odpowiedniej wagi. Ważnym faktorem jest też czas. Przeminie czy nie przeminie ta pojedyncza książka?

Co mnie szczególnie naznaczyło w pierwszej połowie tego roku? (oczywiście wśród książek stworzonych przez kobiety, bo tylko o takich tutaj opowiadam).
Podstawową moją miłością jest „Córeczka” Tamary Dudy, wydana przez KEW. Więcej o niej napisałam w tekście dostępnym na tym blogu. Teraz wspomnę tylko, że wspaniałość tej powieści polega na tym, że to wartka, przygodowa literatura, która ani trochę nie jest łzawa, a jednocześnie rozrywa serce. No i ta kobieca bohaterka! Filigranowa i silna, choć jednocześnie wewnętrznie pogruchotana. Wspaniała.

Sercem czytałam również „Oprzyj swoją samotność o moją” Klary Hveberg. Powieść, w której matematyka łączy się z pisaniem, bo jest odzwierciedleniem poszukiwania piękna. Pełna wrażliwości, która rzuciła mnie na kolana. Mogliście ją przegapić, bo wydało ją bardzo niszowe wydawnictwo Marpress. Ale to rzecz wartościowa. A wydawnictwem polecam się zainteresować. Wiedzą, co robią.

„Rodzina Strangerów” Katherene Vermette to klasycznie skonstruowana powieść o wspierających się, choć poranionych wewnętrznie kobietach wywodzących się z rdzennej ludności Kanady. Szczera, wnikliwa, ważna.

„Chronologia wody” z kolei to autobiograficzna historia Lidii Yuknavitch, która wali nas w niej rzeczywistością na odlew. Strata córki, narkotyki, dużo seksu w najróżniejszych konfiguracjach. Język buntowniczki. Ty, który czytasz, żegnaj się z lekkością. Ale przecież czy koniec końców nie chodzi o zawsze o to samo? Bezpieczną przystań zwykłości.

Siri Hustvedt i jej „Wspomnienia przyszłości” to moje tegoroczne odkrycie. Nie polecam jej każdemu, bo to taka proza, która meandruje, zbacza, żeby potem znów, w sobie tylko właściwym tempie, wrócić do głównego koryta myśli. To dokładnie taka proza, jaką, jak mi się zawsze wydawało, nieczęsto pozwala się pisać kobietom (zagnać je do obyczajówek, ino chyżo, tak to przeważnie wygląda)

Ale czy to znaczy, że uważam, że powieści obyczajowe są złe? W ogóle tak nie sądzę. Forma jest dla mnie drugorzędna. Liczy się talent opowiadania historii. Posiadaczką takiego talentu jest niewątpliwie Dominika Buczak. „Całe piękno świata” to jej trzecia wydana książka i rozwinęła się w niej pięknie. Czytałam ją szybko, bo chciałam wiedzieć, co dalej, a przecież pozostawiła we mnie wyżłobienia. Cenię jej lokalność i wojenny kontekst, tak teraz aktualny z powodu Ukrainy.

Jest i inna polska literatura. Zupełnie z innej beczki. Dramat. Rozmiarami chudopałek. Zawartością – olbrzym. „Żywot i smierć Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia” Ishbel Szatrawskiej. Jest w nim inteligencja czarnego humoru i tematy najważniejsze bez zadęcia. Czytelnicze bingo!

Co jeszcze polecam czytać? Może już znacie, bo to przecież nie nowość, ale ja dopiero teraz zapoznałam się z tym tytułem Toni Morrison – „Najbardziej niebieskie oko”. Jak to u Toni Morrsion, jest o rasizmie. Ale jak to jest napisane! Chyba będzie to moja ulubiona książka Noblistki. A to przecież debiut…

Jeśli jeszcze nie czytaliście, to nie przegapcie też Tove Ditlevsen i „Trylogii kopenhaskiej”. Pierwszoosobowa proza autobiograficzna w najlepszym wydaniu!

Autobiograficznie, choć w zupełnie innym stylu, jest też u Annie Ernaux w jej „Latach”. Czytając miałam wrażenie jakby płynął przeze mnie francuski czas lat przeżytych przez Ernaux. Byłam urzeczona.

Znajdziecie coś dla siebie?

Aga Szynal

P.S. Zdjęcie jest dla zmyłki, bo nie mam w tej chwili ośmiu z dziesięciu wymienionych przeze mnie książek. Są „w czytaniu” przez moją rodzinę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Więcej
Postów