Dziś krótko i na temat. Przed Wami jedenaście tytułów wydanych w tym roku, które uznałam za najlepsze w minionym roku (spośród tych, które również w tym roku zostały wydane):
„Córeczka” Tamary Dudy – za to, że potrafi poruszać najważniejsze tematy w formie powieści niemal przygodowej. Za godną najlepszych scen filmowych niepozorną, filigranową, a przecież jednocześnie stalową bohaterkę.
„Oprzyj swoją samotność o moją” Klary Hveberg – za niezwykłą wrażliwość i wybitny intelekt, które pozwoliły zbudować powieść niczym fraktal; taką, w której małe fragmenty wyglądają w powiększeniu tak jak całość.
„Chronologia wody” – za „język buntowniczki”, który wali czytelnika rzeczywistością na odlew. Za bezwzględną szczerość i odwagę.
Tove Ditlevsen „Moja żona nie tańczy” – za dar łowienia emocji codzienności; chwil, które decydują o prywatnych losach.
Annie Ernaux „Lata” – za pisanie, które porusza jednocześnie głowę, serce i ciało. Za umiejętność wplecenia swojej autobiografii w szerszy kontekst społeczny.
Lucy Caldwell „Intymności” – za potężną dawkę kobiecości w najróżniejszych wymiarach. Za moc delikatności.
Ishbel Szatrawska „Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia” – za czarny humor i ucho do rzeczywistości nieograniczonej czasowo.
Katherena Vermette „Rodzina Strangerów” – za świetnie psychologicznie namalowanych bohaterów. Za szczerość w opowiadaniu historii Metysów w Kanadzie. Za pokazanie siły więzi.
Vivian Gornick „Kobieta osobna i miasto” – za bycie Vivian Gornick (co powtarzam już drugi rok z rzędu). Za pokazanie dynamiki życia w mieście. Niemilknącą żywotność intelektu.
Helga Flatland „Ostatni raz” – za kameralność i prostotę opowieści. Za pokazanie relacji rodzinnych w obliczu raka.
„Akuszerki” – za pełną rozmachu opowieść o trudzie kobiecego losu, który jest nierozerwalnie związany z dawaniem życia i który wciąż ociera się o śmierć. Za to, że w jej powieści można się schować przed całym światem.
Aga Szynal