Żywy umysł. Otwartość. Niezależność myślenia. Ale też brak nieznośnej sentymentalizacji tego co kiedyś. O taką starość poproszę.
I taka właśnie jest najwyraźniej udziałem Ursuli K. Le Guin. Wnioskuję o tym na podstawie przeczytanego przeze mnie właśnie tomu esejów „Nie ma czasu. Myśl o tym, co ważne”.
Książki często prowadziły mnie do innych książek. O literaturę Ursuli K. Le Guin potykałam się wcześniej wielokrotnie. Ostatnio na przykład u Atwood. I w wywiadach Nogasia. Ostatecznie jednak sięgnęłam po nią dopiero dzięki bookstagramowi i @weronika_nawrocka która wytrwale do niej zachęcała.
Zaczęłam od końca. I do tego nietypowo. To pisarka fantastyki. Która w tym tomie wyjątkowo zajmuje się jednak światem rzeczywistym, nie alternatywnym. Codziennym życiem. Starością. Dzieciństwem. Literaturą. Kotem. Naturą współpracy z innymi, na przykład z osobą, która w Twoim imieniu odpowiada na listy czytelników. I tak dalej. A wszystko to z perspektywy mocno leciwej kobiety. A takiej perspektywy mocno mi w literaturze brakuje.
Po skończeniu obiecuję sobie solennie sama wykazać się większą otwartością na nowe i sięgnąć po mój zupełnie nie ulubiony gatunek, fantastykę, w wykonaniu Ursuli K. Le Guin. Szkoda czasu na to, żeby jej wciąż nie czytać!
A żeby poczuć się swobodniej przypominam sobie, że przecież po „Wehikuł czasu” Herberta George Wellsa czy „Fabrykę absolutu” Karela Čapka, obie też teoretycznie nie z mojej bajki, sięgnęłam wielokrotnie. Z zachwytem.
Czemu tylko jak zwykle są to męskie nazwiska?
Nadrabiam literaturę kobiet.
Aga Szynal