Co można napisać o książce, która jest tak bezbrzeżnie smutna, a jednocześnie wiesz, że jest autobiograficzna? Jak recenzować czyjeś życie, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie płakałaś nad każdym słowem i nie możesz po prostu opowiedzieć o ogromnych emocjach, które cię ogarnęły podczas czytania tej historii? (To byłby najprostszy klucz). Ale też nie przeszłaś całkiem obok, bo masz jednak serce.
To opowieść o siostrze, która musi zacząć żegnać ukochaną siostrę. Bo tamta nie chce żyć mimo, że „obiektywnie” wszystko jej się układa: jest uznaną, ogromnie utalentowaną pianistką, kochaną i kochającą żoną.
Obie siostry mają jednak za sobą samobójczą śmierć ojca. I życie w meonnickiej, czyli restrykcyjnej i ograniczającej wspólnocie. I przodków, którzy uciekali przed mordem. Z Rosji.
To opowieść, która zadaje ważne dla mnie pytanie: czy można pozwolić komuś odejść? A nawet, czy można pomóc komuś odejść jeśli ta osoba nie chce żyć?
Na wszystko to jest otwarta, wszystko to żywo mnie zajmuje. Jednocześnie jednak mam przekonanie, iż ostatecznie jednak niedostatecznie jest to przerobione literacko. Że jest to pisanie, które może komuś służyć przy przerabianiu pewnych emocji (wezmę Twoją historię i przejrzę się w niej), ale nie jest to pisanie, które się jakoś dłużej ostanie.
Powoli formułuję w sobie myśl, że im bardziej głęboko grzebiemy w sobie, żeby pisać, im bardziej piszemy z głębi uczucia, tym mocniej musimy jednocześnie zadbać o pewien dystans, spojrzenie z lotu ptaka, żeby tworzyć. Poetyzowanie własnego cierpienia nie jest dobrą drogą, a (być może, sama szukam swojej odpowiedzi) to właśnie się tu w pewnym stopniu zadziało; choć na pewno nieświadomie. To mi się zbiega z faktem, że autobiograficzną „Chronologię wody” stawiam bardzo wysoko, a „Wszystkie me daremne żale” traktuję jako książkę, którą można, ale nie trzeba przeczytać.
Aga Szynal