Przyjaciółka Mirona Białoszewskiego? Pełnometrażowa postać.
Swego czasu, podczas czytania biografii Gombrowicza, uderzyło mnie, że stworzył się sam, własną decyzją. I determinacją.
To samo można powiedzieć o Jadwidze Stańczakowej.
„Jadwiga uznała, że skoro czuję się poetką, to po prostu nią będzie. Nie szkodziło, że Leszek dzwonił, żeby przekazać, co mówił Ludwik: jej pisanie to nie jest literatura. A Miron kazał wyrzucać słabe wiersze do kosza. Ale poświęcał im sporo uwagi”.
Dziewczyna z zamożnego domu zasymilowanych Żydów, która z powodu getta ławkowego nie mogła studiować Uniwersytecie Warszawskim. Nudziła się na księgowości. W czasie wojny wyszła z getta, bo poczuła, że musi. Miała dobry wygląd. Wyprowadziła stamtąd również rodziców.
Dziennikarka. Została nią mimo tego, że nie ukończyła studiów humanistycznych. Nie odpuściła też wymarzonego zawodu nawet gdy zaczęła ślepnąć. Wreszcie – niedoślepła (widziała nieco światła) postanowiła zostać poetką.
Zdobyła sobie dostęp do Mirona Białoszewskiego. Została organizatorką jego życia, wkrótce jedną z najbliższych osób.
Pisała i częściowo sama wydawała to, co pisze. Nie dostała dość uwagi. Zostawiła teczki z zapisami o swoim życiu. Dla wnuczki, którą uratowała przed utratą wzroku (zdobyła leki).
Wnuczka, Justyna Sobolewska, postanowiła napisać jej biografię. Wydarza się w niej intymne spotkanie pomiędzy nimi. Wśród innych bliskich ludzi. W dużej mierze – w odziedziczonym mieszkaniu na Hożej.
Myślę o sobie, że jestem uparta. Gdzie mi do Jadwigi. To nie jest kolejna opowieść o poszukiwaniu korzeni (choć jest tam poszukiwanie korzeni). To odkrywanie nieodkrytej pisarki. Jej „Ślepak” (wznowiony niedawno przez Znak) mnie zachwycił.
To także, niesłychanie intymne, szukanie siebie w niej przez Justynę Sobolewską.
Napisana prosto, z wyczuciem. Trafiła mnie. Znajdziecie w niej jeszcze mnóstwo historii, o których nawet się tu nie zająknęłam. Sprawdźcie.
Aga Szynal