Annie Ernaux jest bezlitosna wobec samej siebie. Czy raczej wobec niej? Ona, czyli młoda dziewczyna, którą kiedyś była. I którą poddaje wnikliwej wiwisekcji.
Trzy granicznie intymne teksty. Ten najbardziej znany, dotyczący aborcji. „Zdarzenie”. Ten, który poruszył mnie najmocniej: „Pamięć dziewczyny”. O inicjacji seksualnej, pierwszych doświadczeniach budzącego się pożądania. O tym momencie, w którym decydowała ostatecznie, czy chce być podmiotem (cena była olbrzymia). Czy ciałem, przedmiotem w rękach innych. I trzeci: „Młody mężczyzna”, o związku z partnerem młodszym o trzydzieści lat.
Annie Ernaux pisze boleśnie, bo z hukiem łamie wszelkie tabu dotyczące kobiecości. Tabu, czyli głęboki i fundamentalny nakaz kulturowy. Wrośnięty w każdą naszą kulturową komórkę. Opowiada o latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, a przecież wciąż jeszcze rozumiemy aż za dobrze o co jej chodzi. Czy to kwestia pochodzenia z Europy Wschodniej? Czy raczej faktu, że zakazy związane z kobietami wciąż trzymają się mocno? Obserwując sytuację na świecie obstawiam raczej tę drugą odpowiedź.
Wybitna literatura.
Dochodzę do wniosku, że autofikcja najwyraźniej wymaga dużego czasowego dystansu. Tylko w takim przypadku nie osuwa się w ckliwość wobec samej siebie. Potrafi się zdobywać na czułe okrucieństwo szczerości.
Kilka cytatów na zachetę:
„Wiem jednak, że ta dziewczyna, pochłaniająca z płaczem ciastko z kremem nad brzegiem Orne, jest dumna z tego, co przeżyła, a wszystkie zniewagi i docinki uważa za nieistotne. Czuję dumę tego, kto czegoś doświadczył, posiadł nową wiedzę, choć nie potrafi zmierzyć ani wyobrazić sobie do czego ta wiedza doprowadzi w najbliższych miesiącach. Przyszłość nowych zdobyczy jest nieprzewidywalna”.
„Moja pamięć ponosi klęskę, próbując odtworzyć stan psychiczny powstały ze sploty pożądań i ograniczeń, oczekiwania na święte przeżycie i obawy przed „utratą dziewictwa”. Niebywała siła tego wyrażenia zatarła się we mnie i w większości francuskiej populacji”.
Aga Szynal